Za 10 lat połowa energii elektrycznej zużywanej w Polsce może pochodzić z odnawialnych źródeł. Taki wyczekiwany, ale spóźniony scenariusz znalazł się najpierw w planie inwestycyjnym Polskich Sieci Energetycznych (PSE), odpowiedzialnych za krwioobieg polskiej energetyki, a następnie w wypowiedzi minister klimatu.
Oznacza to znaczne przyspieszenie odejścia od naszej rzeczywistości, w której ponad dwie trzecie energii pochodzi z węgla, a udział odnawialnych źródeł według do niedawna obowiązujących rządowych dokumentów miał zwiększyć się w ciągu dekady zaledwie do 23% z 15% obecnie.
Odważny dokument, jakim jest plan rozwoju sieci elektroenergetycznych do 2032 roku, powinien wymusić rewolucyjne jak na nasze warunki decyzje dotyczące odblokowania inwestycji w odnawialne źródła. Czekają na to przedsiębiorcy, którzy coraz częściej muszą wykazywać minimalny ślad węglowy swoich produktów, by utrzymać się w globalnych łańcuchach dostaw i pozyskać finansowanie. Czekają na to też obywatele, którzy domagają się własnej, czystej i taniej energii, zwłaszcza w świetle wojny w Ukrainie, finansowanej ze sprzedaży paliw kopalnych.